Teologię niemiecką warto zabrać do ręki nie tylko po to, by poszerzyć wiedzę z zakresu dziejów (niemieckiego) Ducha. Warto ją czytać dla niej samej, bo jest to doprawdy książka niezwykła. Jest to dzieło uniwersalne, zdolne zaspokoić potrzeby jednocześnie czytelnika nowoczesnego w refleksji i spekulatywnej lekturze, jak i tego, kto po lekturę taką sięga sporadycznie i nastawiony jest na jasne wskazówki i spostrzeżenia.
Odwołując się do języka zupełnie innej tradycji duchowej, można powiedzieć, iż niniejszy traktat jest lekturą obowiązkową dla każdego, kto pragnie wyzwolić się z iluzji „ja", żeby zanurzyć się w wyzwalającym, bezpośrednim doświadczeniu Istnienia.
Traktat powstał najprawdopodobniej w drugiej połowie XIV wieku w kręgu tzw. Mistyki nadreńskiej, której najwybitniejszymi przedstawicielami byli Mistrz Eckhart i Tauler. Teologia niemiecka podejmuje znaczące wątki ich doktryny mistycznej, wzbogacając ją o nowe, oryginalne komponenty.
Autorem traktatu był nieznany z imienia Krzyżak, o którym wiadomo niewiele ponad to, że mieszkał w domu zakonnym we Frankfurcie nad Menem. Mistyczna głębia jest w Teologii niemieckiej jedyną drogą ratunku dla człowieka.
Czy nie oznacza to jednak, że dla Frankfurtczyka większość ludzi jest bezpowrotnie potępiona, to znaczy skazana na życie w iluzji sobności, czyli w piekle przywłaszczania? Zbawienie zaś, czyli możliwość przejścia do końca wewnętrznej emancypacji, aż do bezpośredniości obcowania z istnieniem, jest i musi pozostać propozycją, jak mawiał Nietzsche, „dla najmniej licznych"? To oczywiście pytania retoryczne.
Teologia niemiecka okazuje się pismem dla wtajemniczonych, dla tych, których nie zadowalają powszechne praktyki, zachowania i dążenia. I takim pismem pozostaje ona do teraz. To nie jest traktat dla tych, którzy wybrali potępienie, czyli należą do niezliczonych mieszkańców ziemskich piekieł żarłocznego przywłaszczania i troski o siebie (Piotr Augustyniak).