"Wojny i pogłoski o wojnie, naród powstający przeciwko narodowi, te które się już wydarzyły i wszystkie te, które wciąż nam grożą, osiągnęły kulminację w najgorszej katastrofie ze wszystkich, „odejściu" największego, najczystszego, najlepszej i najbardziej nienagannej Monarchini w naszej historii. Królowa Anglii nie żyje! Słowa te brzmią tak ciężko, jakby ktoś miał powiedzieć: „Na niebie nie ma już Słońca!".
Dziwnie jest myśleć o Anglii bez Matki–Królowej pokaźnego narodu brytyjskiego – zdawać sobie sprawę, iż Ona, łagodna i dobroczynna Pani tej ziemi, opuściła nas na za każdym razem! Dorastaliśmy do myślenia o niej jako o niemal nieprzemijalnej. Jej dobroć, i jej współczucie były tak wyjątkowo częścią nas samych, tak głęboko wplecione w samo serce, życie i duszę narodu, iż rzadko pozwalaliśmy sobie myśleć o tym, że kiedyś może nam ona zostać odebrana. Za każdym razem na pozór „pełna życia i sił", nigdy nie pozwalała swym poddanym pomyśleć, iż coś jej dolega, dzielnie znosiła próby i rozłąki, które załamałyby zdrowie i nerwy niejednej silniejszej i młodszej kobiety, była zawsze, jak się wydawało, gotowa na każde nasze wezwanie. My – rozpieszczone dzieci długofalowego dobrobytu – przywykliśmy wierzyć,za każdym razem będzie w gotowości, w pełni sił, że nasza nieustanna modlitwa i pieśń, którą wszyscy w naszym pokoleniu śpiewali od dzieciństwa – „Boże, chroń Królową!" – będzie tak potężna i przekonująca,w całości rozbroi tego jednego niezwyciężonego Anioła, który, gdy nadejdzie godzina jego uroczystego nawiedzenia, nie przyjmie żadnego zaprzeczenia, ale:
Czeka stojąc z odwróconą pochodnią
By prowadzić nas z łagodnością
Ku Krainie wielkich Umarłych,
Do Krainy Ciszy."