Czytając „Café Museum”, pragnąłem natychmiast zjeść te wszystkie opisane ze znawstwem i miłością potrawy, zaraz potem wypić wszystko, czego picie jest tu opisane, a jeszcze bardziej — natychmiast wsiąść do samochodu i pojechać w miejsca, które na łamach tej zbyt skromnej objętościowo książki wymienia Makłowicz (Krzysztof Varga).
„Café Museum” to połączenie książki podróżniczej i kulinarnej z szerokim tłem historycznym i wieloma rodzinnymi wspomnieniami. Robert Makłowicz, w wyjątkowo osobistej narracji, ukazuje nam kawałek swojego świata. Miejsca dla niego nad wyraz ważne, których spoiwem jest ck Europa. Wraz z autorem przemierzamy kraje wielonarodowościowej monarchii habsburskiej. To nie jest jednak zwykła podróż – Makłowcz zatrzymuje się w miejscach, które wyjątkowo rzadko pojawiają się w przewodnikach. Nie wyszukamy tu długich opisów zabytków, autor pisze na ogół o ludziach i jedzeniu. Przywołuje niejednokrotnie świat już nieistniający, próbuje go wskrzesić, bo korzystnie wie, iż pamięć potrafi przetrwać w smakach i zapachach. Nieważne czy spacerujemy po Wiedniu, szeklerskiej wiosce w Transylwanii czy Sarajewie – w jakiś przedziwny sposób Makłowicz zawsze wie, gdzie ma się udać, gdzie zapukać, jakie drzwi otworzyć. Może to lata praktyki, a może to opiekuńczy duch cesarza Franciszka Józefa I czuwa nad naszym autorem. „Café Museum” jest także wielką adoracją różnorakości – narodowej, językowej, kulturowej czy wreszcie kulinarnej. Makłowicz udawania, że właśnie tam, gdzie mieszają się narodowości, języki, kultury i smaki człowiek może czuć się naprawdę szczęśliwy.
SPIS TREŚCI
1. Kusmanek, hurrah!
2. Praska szynka
3. Siedem flaszek śliwowicy
4. Urziceni
5. Russzkik haza!
6. Mangalica
7. Viribus unitis
8. Król wyspy