Nauka, czy to na drodze ewolucji, czy rewolucji, za każdym razem wydawała rozwijać się w „byciu w opozycji do siebie samej". Inaczej mówiąc: dla rozwoju myśli dobrym środowiskiem jest pewien pluralizm poglądów.
Ten bowiem, jak to ma miejsce na wolnym rynku, czyli zgodnie z „prawem dżungli", zagwarantuje przetrwanie najlepiej przypasowanym teoriom. Być może właśnie z tego powodu nauka częstokroć brnęła w ślepe uliczki ideologii i popularności, nie mając za sporo wspólnego z rzeczywistością – angażując się bowiem bardziej w „przetrwanie" i „zastosowaneczność", trudno zabiegać o „prawdziwość" i „wrażliwość ducha ludzkiego".
Niemniej wolno założyć, nawet jeśli w danym okresie zapanuje fałsz i kłamstwo, że prawda, z racji, że jest prawdą, koniec koń- ców będzie musiała wypłynąć na powierzchnię – być może w drodze intuicji, olśnienia, objawienia, własnej ciężkiej pracy.
dobrze jednak byłoby przyjąć, nad wyraz kiedy jest się filozofem (niekoniecznie kształconym), że ostatecznie kiedyś taki fakt nastąpi. Jest to wyraz pewnej nadziei epistemicznej, niezwykle zresztą optymistycznej i prawdopodobnie z tego względu naiwnej.
Głosząc bowiem pewne prawdy i badając je, nie sposób nie dojrzeć ich zmienności, płynności, zużywalności i przemijalności. I nie tyle trzeba tu analizować historię, aby dostrzegać taką dyferentność prawd pomiędzy dwoma epokami.
Już w krótkim życiu jednego, pojedynczego człowieka można zobaczyć dojrzewanie do pewnych kwestii, a co za tym idzie: zmianę poglądów i przekonań. To, co było dla mnie prawdziwe dwadzieścia lat temu, dziś jest zaledwie cynicznym albo nostalgicznym wspomnieniem.
Humorystyczne w tym zjawisku jest to, iż człowiek będąc z reguły przekonanym, że ma rację, twierdzi, że tą rację też po niejakiej „aktualizacji" swoich prawd. Wynika to z faktu, że pewne problemy wymagają nastania swojego czasu.
Dlatego też postawienie teorii heliocentrycznej, mimo że prawdziwe, musiało doczekać pewnej dorosłości umysłu ludzkiego. Niemniej, po odkryciu innych systemów planetarnych a nawet galaktyk, trudno byłoby dziś głosić jakoby słońce znajdowało się w centrum kosmosu.
Jakkolwiek, o ile można żeby krytykować pluralizm moralny (to, czy sfera ta wymaga żelaznej dyscypliny, czy także nie, stanowi inną zupełnie kwestię, nie mieszczącą się w zakresie tutejszych rozważań), o tyle jednak w kwestii nauki i wiedzy poprawnie jest się różnić i szukać prawdy na przeciwstawnych polach poznania.
Przeszukując bowiem stogi siana celem znalezienia igły, lepiej będzie wykorzystać kilka możliwych metod, wizji i rozwiązań, aniżeli z upartą wynikiem dążyć do realizacji własnej, ale nieprzekładalnej na rzeczywistość koncepcji.
Dlatego także w niniejszej książce, szukając prawdy o wolności, stanowiska i wizje autorów są ze sobą skontrastowane. Prawdopodobnie musieliśmy do nich jeszcze dorosnąć, bądź będziemy musieli to zrobić dopiero w niedalekiej przyszłości.
Być może jeszcze zdążymy z nich w swoim życiu zrezygnować. Niemniej uczyniliśmy to wszystko, aby ukazać osiągalnie szeroki horyzont zagadnienia wolności, kwestii niesamowicie wręcz aporetycznej, licząc na to, że im więcej wiemy i im więcej zbadaliśmy, tym bardziej rosną szanse na znalezienie właściwej drogi mówienia, myślenia i życia wolnością.
I co prawda we wstępie do książki o wolności należałoby zapytać o to, czym ta wolność jest i pokrótce ją zarysować, to jednak takiej odpowiedzi dopiero próbują, podkreślam! próbują, udzielić zaprezentowane w tym tomie teksty.
Z racji wieloaspektowości tej kategorii, rozdziały pozostały podzielone na cztery odrębne części: jednostkowość, mitologia, społeczeństwo i literatura. Każdy z nich porusza jedną stronę realnego ujęcia wolności, poprzez co w książce tej znajdują się zarazem rozważania o wolności moralnej, politycznej, obywatelskiej, ale także o wolnej woli i świadomości wolności.