Nadchodzi Koniec.
lecz taki w cholerę prawdziwy, biblijny. Ziemia zatrzymuje się, gwiazdy spadają, woda zamienia się w krew. Umarli wstają z grobów, otwiera się otchłań. Państwa upadają, brat powstaje przeciw bratu, a dzieci podnoszą rękę na rodziców. Widać, że lada chwila świat spłonie.
że coś w systemie nie zaskoczyło. Generalnie, niezwykle i pobieżnie: zamiast bomby termojądrowej wychodzi fajerwerk.
Bo ludzi jest dużo za dużo, o dużo więcej, niż gdy święty Jan spisywał ostatnie wersety swego dzieła. Technika poszła konkretnie naprzód, więc przed rydwanem jeźdźca Apokalipsy można uciec, pedałując na rowerze. O dziwo, w ogóle nikt nie chce umierać, choćby jeśli plakaty i ulotki reklamowe obiecują Życie Wieczne w jaskrawych kolorch pasteli.
I tak to zostaje - na wpół rozbabrana Apokalipsa.
W końcu ktoś na Górze decyduje, iż trzeba ten burdel ogarnąć.
Powołani zostają do życia Aniołowie Apokryficzni. Postawione zostaje przed nimi proste zadanie: jak najszybciej i najskuteczniej rozporządzić masą upadłościową, w którą zamieniła się nasza Ziemia. Mają dokonać inwentaryzacji, zdecydować co zrobić ze stanem zastanym, polikwidować środki trwałe, upłynnić aktywa, wymieść brudy, zgasić światło i oddać klucz na portierni.
Co robią Apokryficzni, przez ludzi wymyśleni, poprzez ludzi napisani i myślący częściowo jak ludzie?
Najkrócej mówiąc decydują,posiadają to w dupie. Że nie mają kompetencji i im się nie chce. Zwalają czarną robotę na ludzi.
Na ziemię zstępują Komornicy.