Wąskie grono wymienionych wybrańców losu dopełnia Mikołaj herbu Rogala, pan dużej wioski Ryńsk, położonej w samym sercu krzyżackiej ziemi chełmińskiej, na południowy zachód od Wąbrzeźna. Mąż tyleż tragiczny, co intrygujący, któremu różni ludzie przyprawili dwojaką, iście Gombrowiczowską „gębę" nikczemnego łajdaka i żarliwego patrioty.
Mimo to ów „wierny", wręcz „ukochany" rycerz obszernego mistrza Ulryka von Jungingen doprawdy miał się czym chlubić. Wespół ze swoimi krewniakami założył rycerskie Towarzystwo Jaszczurcze, piastował zaszczytną godność chorążego ziemi chełmińskiej, wielokrotnie nadstawiał kark w zbrojnych konfliktach brodatych mnichów-rycerzy z Litwinami, Duńczykami i Polakami.
Życie wszak wystawiło go na pokaźnie cięższe próby. Osobisty dramat tego rycerza rozpoczął się na polu bitwy pod Grunwaldem, gdy druzgocąca klęska militarna zdawała się zapowiadać rychły kres istnienia pruskiego państwa zakonnego, budowanego od stu osiemdziesięciu lat drogą hojnych nadań, krwawych podbojów i pieniężnych zakupów.
Kroki, jakie podjął w najbliższych miesiącach po grunwaldzkiej bitwie, wiosną roku 1411 sprowadziły go do Grudziądza, gdzie z wyroku kolejnego sporego mistrza, Henryka von Plauen, stracony został pod zarzutem tchórzostwa i zdrady.
Miejsce oczekiwanej sławy zajęła hańba, która wedle starej maksymy japońskich samurajów „jest jak blizna na drzewie: nie znika, lecz wzrasta z upływem czasu". Zgodnie z wymową przytoczonego porzekadła piętno zdrady pruskiej ojczyzny zdeterminowało po kilkuset latach krytyczne oceny postaci Mikołaja z Ryńska w niemieckiej nauce historycznej, a także manipulowanej doraźną propagandą obiegowej opinii szerszych kręgów niemieckiego społeczeństwa.
Przykładem pompatyczne mowy, wygłoszone w 1910 roku podczas uroczystości odsłonięcia pomnika cesarza Wilhelma I na grudziądzkim rynku. Chorążego ziemi chełmińskiej przypomniano w nich wyłącznie po to, aby potępić jako przeciwnika krzyżackiej misji cywilizacyjnej na ówczesnym niemieckim Wschodzie.
Bywa wszak, jak powiada Biblia, że kamień odrzucony poprzez jednych budowniczych staje się kamieniem węgielnym dla innych. Coś takiego przytrafiło się nie tylko Chrystusowi,na dodatek zniesławionemu w tradycji niemieckiej chorążemu, nad którym w drugiej połowie XIX wieku pochylił się znakomity historyk ze Lwowa, Wojciech Kętrzyński.
Wyszedłszy z prostego założenia, iż przeciwnik naszego wroga musi być naszym sojusznikiem, uznał Mikołaja z Ryńska za świadomego swoich korzeni Polaka, toczącego w warunkach głębokiej konspiracji heroiczny bój o wyzwolenie ziemi chełmińskiej z jarzma krzyżackiej niewoli.
Idei powrotu tejże ziemi do Korony Królestwa Polskiego służyć miało „zagadkowe" Towarzystwo Jaszczurcze, powołane do życia w 1397 roku z zamiarem prowadzenia skrytych działań o charakterze politycznym.
Jeszcze dalej poszedł w swoich poglądach ksiądz Julian Antoni Łukaszkiewicz, który w latach międzywojennych głosił, że Krzyżacy u schyłku XIV stulecia zorganizowali międzynarodową Ligę wrogów Polski. Przeciwko tejże Lidze król Władysław Jagiełło miał zorganizować Ligę obrońców Polski.
Pozyskał do niej jakoby dużego księcia litewskiego Witolda, książąt mazowieckich i szczecińskich, a także biskupów Inflant, Prus i Pomorza. Szeregi owej Ligi zasiliło też, zdaniem księdza Łukaszkiewicza, Towarzystwo Jaszczurcze, które w przeciwieństwie do niektórych, chwiejnych członków tego sojuszu za każdym razem wiernie stało przy Jagielle i jego synach.
Co więcej, to właśnie Jaszczurkowcy mieli zdemaskować Krzyżaków przed światem, odsłonili winy tych wiarołomnych zakonników i pouczali Jagiełłę, jak ma ich zwyciężać. Byli na tyle mocni,tak długo, jak działali, Zakon nie posiadał „państwa niezależnego", toteż chciał zniszczyć owych wrogów wewnętrznych za wszelką cenę.