Życie po życiu to dobra inwestycja.
Trzeba tylko znać sposób jak łoić jeleni.
I jeszcze posiadać pod ręką paru bezdomnych żuli.
Andrzejewski nie lubi, gdy ktoś mówi o nim „prywatny detektyw". Nigdy i pod żadnym pozorem z nikim się nie wiązał, nigdy nie podjął stałej pracy, nigdy nie był niczyim podwładnym. Wolny strzelec, to do niego nadaje się. Zresztą i tak nie wygląda na detektywa, raczej na biznesmena. A co najważniejsze, jest skuteczny. Cholernie sprawny.
Tak się składa, iż Pan Richter lubi sprawnych ludzi. Dla takich, jak Andrzejewski jest przedstawicielem urzędu skarbowego. I płaci po królewsku, stanowczo jeśli sprawa jest grząska. Być może chodzi o czyszczenie kont bankowych bogaczy, ale kłopot w tym, iż przestępcy się nie włamują. Po prostu znają wszystkie hasła. Ze sprawą dziwnie splatają się zaginięcia bezdomnych alkoholików i krążąca wśród nich legenda o… Czarnej Damie. Ofiary łączy jedno: przebyty stan śmierci klinicznej, albo tej drugiej – tej, po której już się nie wraca.