Wirusy są wszędzie. Takie stwierdzenie zapewne cię nie szokuje, zwłaszcza w czasach pandemii COVID-19. Lecz czy bez dwóch zdań? Czy wiesz, że wirusy spadają na ciebie miliardami każdego dnia z najwyższych warstw atmosfery? że pławisz się w bilionach ich cząstek w trakcie każdej kąpieli w oceanie? Albo wreszcie – iż twoje własne geny usiane są szczątkami dawno już umarłych wirusów, które w prehistorii zaatakowały przodka naszego gatunku?
Carl Zimmer w swej książce opisuje świat niezwykły; świat, w którym nie rządzimy my, ale właściwie nieożywione replikatory, maleńkie maszyny potrafiące podporządkować sobie dowolny proces w naszym ciele i w ciałach innych organizmów żywych. Boimy się ich – i adekwatnie. Lecz jeśli spojrzymy na wirusy inaczej, poznamy grupę niezwykłych tworów, balansujących na cienkiej granicy pomiędzy życiem i materią martwą, odpowiedzialnych za krążenie pierwiastków na Ziemi, regulację klimatu całej planety, czy wreszcie – powstanie niemało miliardów lat temu życia takiego, jakim znamy je aktualnie.