Małżeństwo, do którego należała tytułowa kamizelka, przyjechało do warszawskiej kamienicy na początku kwietnia. Ludzie ci wstawali wczesnym rankiem, pili herbatę z blaszanego samowaru, razem wychodzili do pracy. Ona na lekcje do szkoły, on do biura. Byli ludźmi młodymi, spokojnymi. Żona szczupła, lubiła krawiectwo; mąż tęgi i zabiegany. Co niedzielę wychodzili na spacer i wracali wieczorem. W kwietniu mieszkali razem ze służącą, w lipcu zostali sami, a w październiku pozostała tylko pani, gdyż jej mąż zmarł na gruźlicę.
Gdy mężczyzna chudł, skracał jedną sprzączkę, żeby nie martwić żony, drugą skracała ona, żeby dodać mu otuchy. Tym sposobem nawzajem się oszukiwali w „dobrej sprawie”.