Walt Disney dla animacji jest tym, kim Freud dla psychoanalizy, św. Paweł dla chrześcijaństwa, a Lenin dla komunizmu. Można go nie lubić, można nie cenić jako artysty, lecz nie da się zrozumieć historii kina animowanego, a choćby całej popkultury, bez jego osiągnięć i grzechów. Choć Disney nigdy nie był w Polsce, odcisnął piętno także na polskim filmie, literaturze i komiksie. Zainspirował twórców, którzy z różnorodnym wynikiem próbowali powtórzyć jego sukces. Oswoił widzów z kinem animowanym. Wspierał ich na duchu w czasach znacznego Kryzysu. Pomógł nawet sympatykom awangardy, dla której kreskówki z Myszką Miki stały się orężem w walce o film artystyczny. Swoją obecnością wywołał jednak dużo kontrowersji. Po latach zaś okazał się wyśmienitym przewodnikiem po przedwojennej kulturze masowej.