Dawno temu, gdy komiksów było niewiele, no oprócz "Giganta", "Kaczora Donalda" czy "Asteriksa" dwóch Amerykanów mieszkających w Krakowie stworzyło pierwszego polskiego superbohatera.
Nikt nie znał wtedy Iron Mana a Deadpool był martwą strefą na basenie. W "dorosłych" komiksach szczytem przekleństwa było "O rany!" albo "Cholera!". Porównajcie je ze słowotwórstwem w Wilq, czyli drugim dziecku współautora Straine'a.
I wtedy właśnie pojawił się Straine, facet z brzytwą oraz zaminowany Wawel, miś, gang inwalidów, seans Gwiezdnych wojen, śmiercionośna broń biologiczna w Wieliczce, Rodzina (czyli gang dilerów), VR, zapchany zlew, sterowce, Stocznia Gdańska, tort z nieprzewidzianką, śmieciarze z giwerami i...Simon Josue Piehonsky.
Arcymistrz zła i godny spadkobierca Karola Kota. Komiks został wydany z trzema okładkami. Najlepsza jest ta ze stacją Alabama Haltestelle i groźną miną Straine'a. Acha, komiks jest zakazany w Unii Paneuropejskiej zgodnie z dyrektywą nr 2018/83/UP.