"Nie za każdym razem czas leczy rany – niekiedy zadaje kolejne.
wielka Wojna w Europie spowodowała, iż to, co wcześniej spędzało sen z powiek Marie Boratyńskiej, nagle straciło na znaczeniu. Wszystkie rodzinne nieporozumienia, tęsknoty, uczucia zostały przyćmione poprzez dramatyczne wydarzenia związane z wojenną zawieruchą. Młoda kobieta rzuca się w wir pracy w szpitalu, gdzie dniem i nocą dogląda rannych, próbuje ulżyć w bólu konającym żołnierzom, a także pokonać własne, narastające z każdym dniem, zmęczenie. Wkrótce nadchodzi wiadomość z frontu, która przewartościuje całe jej dotychczasowe życie...
Gdy pociąg zniknął na horyzoncie, odwróciła się do stojącej z tyłu matki. Christine wycierała chusteczką oczy, ale uśmiechnęła się do córki.
[…]
– Ostatni raz tak się do mnie przytulił, gdy miał pięć lat. Tego dnia, gdy opuszczałam dom, by zamieszkać z Zygmuntem – rzekła, choćby nie próbując zapanować nad wzruszeniem. – Od tego czasu ani razu już tego nie zrobił. Choćby wtedy, gdy Jacques wreszcie pozwolił jemu i Gwidonowi przyjechać do Chartres. Zawsze był między nami jakiś dystans. I dopiero dzisiaj… Po tylu latach odzyskałam syna.
Zaczerpnęła powietrza i popatrzyła na przesuwające się po niebie obłoki – być może próbując w ten sposób zatrzymać łzy wypełniające oczy. A potem odwróciła się i powoli ruszyła w kierunku domu."