Techniki wypracowane w Paryżu do niczego nie przydadzą się nad Wisłą. Inny świat – zupełnie inny świat, inne powietrze, inne przebudzenia od śmierci do życia, odpadania od życia ku śmierci, przejścia inaczej tajemne.
Nie mogę chodzić po tym mieście, mogę się wyłącznie przemykać. Lecz coś przychodzi do mnie: w Parku Skaryszewskim, na Bliskiej, na Grochowskiej, coś nadciąga z krzaków przy Dworcu Wschodnim, wypluskuje ze ścieków i szpar w chodniku.
To, co nadciąga, jest dawne i – przeważnie – straszne. To, co nadciąga – widzę i opisuję. To, co straszne – słyszę. Warszawskie pasaże wymagały innej formy niż Paryskie pasaże. Jeszcze bardziej skurczonej, przyduszonej.
Formy nasiąkniętej milczeniem, jak skaryszewska ścieżka deszczówką. Krzysztof Rutkowski Księga Warszawy otwiera się przed Krzysztofem Rutkowskim w sposób zaskakujący. Znaki najmocniej powszednie, codzienność ulic, domów, parków, przemawiają nieoczekiwanie jako sygnatury zdarzeń historycznych, które mogły się w tych miejscach wydarzyć, oraz zdarzeń kosmicznych, które wydarzają się w nich nieprzerwanie.
O Warszawie nikt jeszcze tak nie pisał.