Zostawiwszy oddział na bazie pod dowództwem pchor.,,Ostroga" jedziemy do Ludwinowa. Z informacji, które do nas przeciekły miały być rozmowy z sowieckimi partyzantami. Mamy przeprowadzić rozmowy w Niesłuczy koło Naroczy.
Z Ludwinowa wszyscy jedziemy konno poprzez Kupę w nocy, okrążamy od zachodu Narocz i jedziemy do Niesłuczy. Jadą:,,Kmicic",,Maks",,,Podbipięta",,,Gryf",,,Tarzan",,,Akacja",,,Dzięcioł" i Władek.
Do domu letniskowego w Niesłuczy, skąd wyruszaliśmy z,,Kmicicem" w pole w marcu. Tutaj,,Kmicic" rozmawiał z Markowem. Nie wiem czy dostał rozkaz, żeby z nimi rozmawiać, czy także z własnej inicjatywy.
Konie rozsiodłaliśmy, pasą się, a,,Kmicic" poszedł na rozmowy. Sam poszedł na rozmowy z Markowem, nikt mu nie towarzyszył. [...] A to był Markow. Pijany, zalany szedł znad jeziora. Przystojny pan, w mundurze niemieckim, w furażce, on przede wszystkim tak chodził.
W terenie spotykaliśmy się ciągle z partyzantka sowiecka. Wówczas wymienialiśmy hasła ustalone przez nasze i sowieckie dowództwo. Z reguły to były hasła: Moskwa, Warszawa, Wołga, Wisła itp., po czym spokojnie rozchodziliśmy się, każdy w swoja stronę.
O wydarzeniach politycznych byli szybciej informowani, bo już 6 lipca 1943 roku oznajmili nam po spotkaniu o śmierci gen. Sikorskiego. Partyzanci sowieccy, jak i ludność miejscowa, nazywała nas Legionami, a nam wówczas i na myśl nie przychodziło, ze w Polsce oddziały partyzanckie dzielą się na jakieś AK, AL bądź BCH czy tez NSZ - ot była partyzantka polska i sowiecka.
[...] Komendant utrzymywał kontakty przy pomocy łączników z siatką naszego podziemia, a mając w swym obrębie sowiecką brygadę dowodzoną poprzez Markowa, o którym już uprzednio wspominałem, utrzymywał z nią ścisły związek, który później przyczynił się do tragedii.
(fragmenty książki) Powyższy opis pochodzi od wydawcy.