W Noworosyjsku oddział ten przemianowano na 4 Dywizję Strzelców II Korpusu i dowódctwo nad nią objął gen. Lucjan Żeligowski. Zwano ją powszechnie,,Dziką Dywizją". Dlaczego$22 $23 trudno dociec. Może dlatego, iż składała się głównie z jednostek najistotniej przedsiębiorczych, awanturniczych, butnych, samowolnych, żołnierzy, którzy z dumą nazywali siebie, szczególnie w kawalerii,,hołoworezami", ot coś w rodzaju starodawnej Siczy Zaporoskiej; może dlatego, iż tak uzbrojenie, jak i konie, uprząż, rzędy końskie musieli zdobywać na bolszewikach, walcząc dziko i zaciekle o każdy karabin czy siodło, bo dobrowolnie niechętnie je oddawali; może wreszcie dlatego, że nie śmierdząc groszem, byli z zasady nie strzyżeni i nie goleni, w wyszarzałych rosyjskich mundurach, tylko z polskim orzełkiem na czapce... Niemal do każdego oddziału dywizji można było odnieść zwrotkę z Powrotu taty Mickiewicza: Brody ich długie kręcone wąsiska, wzrok dziki, suknia plugawa... Dzicy z wyglądu i dzicy w boju, ale towarzysze o złotych sercach!*Uuf, pierwsze natarcie odparte, a nawet, bliżej baterii, gdzie szturmowała szkoła, nasi przesunęli się o jakieś 200 m naprzód.I znowu jakiś czas walka ogniowa. Gdzieś już nad ranem, gdy kompanie odwodowe weszły do linii, świeże,,urraa, na sztyki". Jakiś czas szła zawzięta walka na miejscu, wyjątkowo bliżej baterii. Natomiast przy szosie, gdzie do nacierających bolszewików dołączyli ci, co się już przerwali na polach, poczęto powoli spychać lewe skrzydło na płn.-wsch., zagarniając wielu naszych. Wprawdzie baon odwodowy zahamował natarcie bolszewickie, ale droga już była otwarta: bolszewicy w zasadzie przerwali się. O świcie walki zacichły. Późnym rankiem zaczęto zbierać zabitych i rannych. Szliśmy z majorem powoli szosą. W przydrożnych rowach pełno zabitych i rannych bolszewików. Jest także trochę naszych. Wzdrygnąłem się, bo oto widzę w rowie, jedynego chyba w dywizji oficera w niemieckim hełmie. Pokpiwaliśmy sobie z niego, że niby po diabła dźwiga ten urynał na łbie. Przyszedł do mińskiego z uzupełnieniem pod Warszawą. I oto leży biedak, dostał, widać, czymś ciężkim po głowie, bo ma wgięty hełm. On też miał przeczucie $24 pomyślałem sobie i przeżegnałem się.Przebili się, zostawiając masę zabitych i rannych, a chyba drugie tyle jako jeńców. Nasze straty nie sięgały 30% bolszewickich, a wciąż dołączali zagarnięci i zabłąkani czy ukryci w lasach. W baterii było tylko trzech lekko rannych.Od jeńców dowiedzieliśmy się, że otwierał drogę, a więc przeprowadzał atak, pułk,,krasnych komunarow". Po drodze rozbili jakąś gorzelnię i podpili sobie. Przerwali się w głównej mierze polami na południe od szosy, biorąc nawet kilkunastu jeńców z mińskiego pułku. Znaleźliśmy ich zastrzelonych przy cmentarzyku na drodze do Lidy.Ci, co się przerwali pod Papiernią, jak i ci, co odchodzili na Lidę innymi drogami, wpadli po krótkiej walce pod Lidą, w ręce 1 Dywizji Legionowej. Było tych jeńców, podobno, kilkanaście tysięcy.W południe przyszliśmy do Lidy. Mówiono, iż wojna już właściwie skończona. Bolszewicy w popłochu cofają się na całej linii, a nasi ścigają ich zawzięcie.Grupa gen. Śmigłego wypełniła swe zadanie: zrolowała obronę bolszewicką na Niemnie, oszczędzając życie tysięcy naszych żołnierzy. Lasy pod Papiernią otrzymały nazwę: Krwawy Bór.