"Kenji Mizoguchi jest tym dla historii kina, kim Bach dla muzyki, Cervantes dla literatury, Szekspir dla teatru, Tycjan dla malarstwa – tym największym", pisał przed laty Jean Douchet. Słowa francuskiego krytyka, choć wydają się nieco przesadne, wyrażają przekonanie o szczególnym wkładzie japońskiego reżysera w rozwój sztuki filmowej.
W świadomości współczesnego widza Mizoguchi pozostaje jednak w cieniu innych mistrzów, zwłaszcza Akiry Kurosawy, jego twórczość znana jest bowiem nielicznym i to z zasady z dzieł, które powstały w ostatnich latach życia.
W swoim czasie należał do grona artystów na ogół nagradzanych na międzynarodowych festiwalach, znawcy widzieli w nim prekursora kina autorskiego, w filmach dostrzegali ucieleśnienie zasad dalekowschodniej estetyki, pisali o unikalnym stylu i wyrafinowanym przepięknie kadrów.
Książka Krzysztofa Loski jest pierwszą w Polsce monografią Mizoguchiego, omawiającą nie tylko najsłynniejsze dokonania tego reżysera, lecz także wczesne utwory, zrealizowane jeszcze w epoce kina niemego.
Krakowski filmoznawca analizuje całą twórczość w szerokim kontekście kulturowym i historycznym, wskazuje na stałe motywy przewodnie, a także sposób wykorzystania zróżnicowanych konwencji wysokogatunkowych, najwięcej uwagi poświęca jednak działaniu wyobraźni melodramatycznej, będącej – jego zdaniem – znaczącym składnikiem japońskiej wrażliwości.