Francuski teatr kobiet z przełomu XIX i XX wieku można by określić jako feministyczny, choć nie stworzył on jakiejś jednej i koherentnej poetyki, co nie powinno zresztą dziwić, ponieważ prezentujene w tym tomie pisarki sprzyjały ideałom anarchistycznym, a te odrzucały wszelakiej maści dogmaty, jednotorowość myśli; broniły natomiast wielogłosu w dyskusji na ważkie tematy. W tym kontekście każda z dramatopisarek reprezentowała swój oryginalny i rozpoznawalny fason, którego wspólnym celem była troska o polepszenie sytuacji pań w systemie społecznym zdominowanym poprzez tzw. Silną płeć. Nie pragnęły bynajmniej jakiejś uprzywilejowanej pozycji dla siebie, sprzeciwiały się po prostu wszelkim przejawom nierówności społecznej, nie faworyzując jednej grupy względem innej. Wiedziały bowiem, iż prawdziwie demokratyczne społeczeństwo może składać się jedynie z wolnych jednostek. V é ra Starkoff domaga się w swych tekstach równości pań i panów, przedstawiając na przykładzie swoich bohaterek, że są one pełnowartościowymi obywatelkami, które mają prawo decydować o sobie, nie bacząc na tyleż przestarzałe, co opresyjne nakazy często o wątpliwie moralnej proweniencji. Nelly Roussel jest o sporo bardziej nieprzejednana od swej poprzedniczki w krytyce kapitalistycznego ustroju państwowego. Nie przebiera w słowach, zarzucając zniewolenie pań Kościołowi katolickiemu, którego religijne podstawy doktrynalne przyczyniły się do stworzenia i utrwalenia przez tysiąclecia niesprawiedliwego społeczeństwa podzielonego na uprzywilejowanych panów i wyrzucone na margines społeczny niewiasty. Podobnie jak Starkoff i Roussel, także Louise Michel pragnęła ukazać w teatrze patriarchalny paradygmat, który przez edukację (fallokratyczną tresurę) produkuje spolegliwych obrońców systemu, gotowych do wychowywania kolejnych pokoleń niewolników.
Tomasz Kaczmarek