Trzy konwencjonalne, wyśmienicie napisane mikropowieści kryminalne: „Spokojny, sobotni wieczór”, „Sprawa rodzinna” i „Bridż”.
TAURUSGALAXY (lubimyczytac.pl):
Zawarto w tej książce mamy wszystko to co powieść kryminalna powinna zawierać: zbrodnie, nagłe zwroty akcji, spektakularne rozwiązania prowadzonych śledztw i romanse.
DAKA (lubimyczytac.pl):
Kryminał milicyjny, ale charakterny. Dobry język, nienatarczywe nawiązania do ówczesnej rzeczywistości, raczej skupienie na zagadce. Trzech zagadkach, bo jest to zbiór trzech opowiadań. Korzystny przerywnik i możliwość przypomnienia zupełnie innego stylu pisania kryminałów.
GRZEGORZ CIELECKI (Klub MOrd):
Umrzeć w doborowym towarzystwie.
Trzy mikropowieści w jednym tomie. To rzadki przykład w twórczości milicyjnej. Taką formę wybrał Jacek Joachim dla swego ostatniego dzieła „Krótka podróż”. Dzięki temu mamy trzy trupy, po jednym na mikropowieść.
Oczywiście można było zapewne „Spokojny sobotni wieczór”, „Sprawę rodzinną” oraz „Bridż” rozbudować do pełnowymiarowych powieści, ale autor słusznie postawił na suspens i esencjonalność. I tu wygrał.
Widać wyraźnie, ze Joachim zna na wylot zasady kryminału jednocześnie klasycznego, jak i milicyjnego i bawi się nimi. Widać to zresztą od razu w stylizacji głównego bohatera, która nazywa się… Jacek Joachim czyli tak jak autor (pomysł znany u nas z twórczości Joe Alexa), a w zasadzie pseudonim autora, bo tak naprawdę autor „krótkiej podróży” to Zbigniew Kubikowski, z zawodu filolog i krytyk teatralny. Nic zatem dziwnego, że budowa poszczególnych mikropowieści, a w głównej mierze pierwszych dwóch, to w zasadzie etiudy teatralne, gotowe Kobry, których niestety nie zrealizowano. Akcja „Spokojnego sobotniego” wieczoru rozgrywa się w domku pod Warszawą. Jacek Joachim, kapitan milicji, zostaje zaproszony na prywatną imprezę poprzez przyjaciela muzealnika. Spotkanie w gronie znajomych kończy się śmiercią gospodarza. Wychodzi na jaw, że ktoś kradł nie skategoryzowane jeszcze eksponaty z muzeum i opychał w Desie. Ten właśnie mordercą jest. A zatem tradycyjny problem wyspy, gdzie zbrodniarzem jest ktoś spomiędzy nas tu, teraz skategoryzowanych.
Wartością dodaną pierwszej mikropowieści jest apologia polskiego krążownika szos – malucha: „Muszę przyznać, że krótka, na szczęście, podróż własnym maluchem, kosztowała mnie dużo zdrowia. Nie, nie myślę o proroctwach moich znajomych i przyjaciół, tych, którzy mieli skody, wartburgi, fiaty i fordy i tych, którzy mieli bilety tramwajowe. – Zrozum, bracie, masz kolana pod brodą, sprzęgło zbierasz po szosie, silnik w sam raz do suszarki, a blacha sypie się po pierwszym deszczu. No i jechałem maluchem i słuchałem ze strachem przeraźliwych zgrzytów przy zmianie biegów i rosnącego stukotu, dźwięczącego i głębokiego”. Czysta poezja. Maluch to pojazd kultowy (ostatnio w TVN Style został wybrany do grona ikon popkultury) i jak widać k...