wyciągamy z niepamięci "Niewinnych" austriackiego prozaika i eseisty Hermanna Brocha, który zapisał się w historii literatury "Lunatykami" i "Śmiercią Wergilego", który nie uznawał sztuki dla sztuki, przenikliwego obserwatora, portrecistę pierwszej połowy wieku dwudziestego, którego marzeniem było, na modłę Kafki, którego podziwiał, stworzenie mitu współczesnej cywilizacji.
"Niewinni" to powieść uszyta z różnogatunkowych części, przypowieści chasydzkich, opowiadań, partii lirycznych. Ich wspólnym mianownikiem jest duch czasów. A jako że powieść ma za zadanie pokazujeć całokształt życia, te wzajem się oświetlające utwory próbują owemu zadaniu sprostać.
Tak pisze Broch o fabule: „Książka pokazuje stosunki i typy ludzi w Niemczech przedhitlerowskich. Wybrane w tym celu postaci są w pełni apolityczne; jeśli mają choćby jakiekolwiek polityczne poglądy, to najzupełniej mgliste i oderwane od rzeczywistości. Żadna z nich nie jest bezpośrednim winowajcą katastrofy hitlerowskiej […]. Ale jest to ten właśnie stan umysłów i uczuć, z którego – tak przecież było – czerpał właściwe siły narodowy socjalizm. Indyferentyzm polityczny bowiem jest blisko spokrewniony z indyferentyzmem etycznym, a co z tego wynika, z etyczną perwersją. Słowem, na ludziach politycznie niewinnych ciąży w dość poważnym stopniu wina etyczna. […] Każda wina bez winy sięga z jednej strony wzwyż, w sferę pojęć magicznych i metafizycznych, z drugiej strony w dół, w dziedzinę najciemniejszych instynktów”.