Niechęć literatów pogańskich do chrystianizmu najlepiej się przedstawia z Lucjana Samosateńskiego (pisał pod koniec drugiego wieku). Nie ma wątpliwości, iż za jego czasów chrystianizm prawidłowo był znany; pisma sofistów dowodzą, iż znali oni główne zarysy nauki ewangelicznej, w ˝Pseudomantis, a na ogół w liście do Kroniusza o śmierci Peregrina, znajdują się częste napaści na naukę chrześcijańską.
I rzecz szczególna, że dowcip swój ostrzy Lucjan najwięcej na tych częściach nauki ewangelicznej, jakie same poprzez się przemawiają do rozumu ludzkiego, jak nauka o ponadczasowości duszy, o braterstwie ludzi, o zaparciu się siebie.
Przy jakim takim zastanowieniu się, przy odrobinie korzystnej woli, przekonałby się łatwo, iż religii, która z tak idealną moralnością tak wysokie łączy prawdy, nie należy mieszać z zabobonem przepełniającym świat cały.
Ale szanowny literat nie zadawał sobie trudu głębszego wniknienia w tę naukę. Chrześcijan uważa albo za oszukanych, albo za oszustów; wyśmiewa ich jak szarlatanów, obiegających wówczas imperium rzymskie i przeróżnymi czarami i wróżbami wyłudzających grosze z łatwowiernego ludu.
A sam, człowiek powierzchowny, płytki, niezgłębiający niczego, choć o wszystkim wyrokujący, zarzuca uczniom Chrystusa, iż byli łatwowierni, że przyjmowali, co im mówił, na wiarę czczą, bez dostatecznej podstawy.
Takim to duchem sprawiedliwości przejęci byli literaci ówcześni.