Honoré de Balzac: enigmatyczny dwór. La Grande Bretèche. Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i francuskiej. Version bilingue: polonaise et française. Trzymająca w napięciu opowieść nieprzeciętnego francuskiego autora.
Fragment:
O jakie sto kroków od Vendôme, nad brzegami rzeki Loir — rzekł — znajduje się stary, ciemny dom z wysokim dachem, a tak zupełnie samotny, że nie ma w pobliżu ani cuchnącej garbarni, ani lichej oberży, jaką widuje się prawie pod każdym miasteczkiem. Przy domu jest ogród dochodzący do rzeki, w którym dawne szpalery rosną obecnie dziko. Wierzby, kąpiące się korzeniami w rzece, wyrosły momentalnie niby żywopłot i zasłaniają prawie zupełnie dom. Bujne chwasty stroją wody. Drzewa owocowe, zaniedbane od dziesięciu lat, przestały dawać owoce, a dziczki ich tworzą zarośla. Podobnie wyglądają szpalery. Ścieżki, niegdyś gracowane, zarosły zielskiem; po prawdzie nie ma już ani śladu ścieżek. Z góry, na której sterczą ruiny starego zamku książąt Vendôme, jedynego miejsca, skąd oko może jeszcze zajrzeć w tę posiadłość, widzi się, że w epoce — którą trudno jest oznaczyć — zakątek ów kreujeł niewiele znaczący raik jakiegoś posiadacza zajętego różami, tulipanami, ogrodnika, lecz zwłaszcza lubującego się w owocach. Widać także altankę, a raczej jej szczątki, a wśród nich stół, któremu czas nie dał jeszcze rady. Z ruin tego ogrodu, którego już nie ma, odgaduje się leniwe rozkosze prowincji, tak jak zgaduje się życie poczciwego kupca czytając napis na jego grobie.
Jakby dla dopełnienia smutnych i cichych myśli, które ogarniają duszę, na jednej ze ścian znajduje się kompas przyozdobiony tym zbożnym napisem: «Ultima Cogita». Dach na tym domu jest straszliwie pozapadany, żaluzje za każdym razem spuszczone, balkony pokryte gniazdami jaskółek, drzwi stale zamknięte. Bujna trawa znaczy zielonymi liniami szczeliny w kamiennych schodach, żelazne poręcze pordzewiały. Księżyc, słońce, zima, lato, śnieg wyżłobiły drzewo, spaczyły deski, zżarły malowania. Głuchą ciszę, która tam panuje, mącą tylko ptaki, koty, kuny, szczury i myszy, mogące tam luźno uganiać, bić się, zjadać się wzajem. Niewidzialna ręka wypisała wszędzie to słowo: «Tajemnica».
„À une centaine de pas environ de Vendôme, sur les bords du Loir, dit-il, il se trouve une vieille maison brune, surmontée de toits très élevés, et si complètement isolée qu’il n’existe à l’entour ni tannerie puante ni méchante auberge, comme vous en voyez aux abords de presque toutes les petites villes. Devant ce logis est un jardin donnant sur la rivière, et où les buis, autrefois ras qui dessinaient les allées, croissent maintenant à leur fantaisie. Quelques saules, nés dans le Loir, ont rapidement poussé comme la haie de clôture, et cachent à demi la maison. Les plantes que nous appelons mauvaises décorent de leur belle végétation le talus de la rive. Les arbres fruitiers, négligés depuis dix ans, ne produisent plus de récolte, et leurs rejetons forment des taillis. Les espaliers ressemblent à des charmilles. Les sentiers, sablés jadis, sont remplis de pourpier; mais, ai vrai dire, il n’y a plus trace de sentier. Du haut de la montagne sur laquelle pendent les ruines du vieux château des ducs de Vendôme, le seul endroit d’où l’œil puisse plonger sur cet enclos, on se dit que, dans un temps qu’il est difficile de déterminer, ce coin de terre fit les délices de quelque gentilhomme occupé de roses, de tulipiers, d’horticulture en un mot, mais surtout gourmand de bons fruits. On aperçoit une tonnelle, ou plutôt les débris d’une tonnelle sous laquelle est encore une table que le temps n’a pas entièrement dévorée. A l’aspect de ce jardin qui n’est plus, les joies négatives de la vie paisible dont on jouit en province se devinent, comme on devine l’existence d’un bon négociant en lisant l’épitaphe de sa tombe. Pour compléter les idées tristes et douces qui saisissent l’âme, un des murs offre un cadran solaire orné de cette inscription bourgeoisement chrétienne: ULTIMAM COGITA!”