Tytułową „po-twarz” można rozumieć co najmniej dwojako. Po pierwsze, w porządku czasowym. Twarz odsłania się przed nami bowiem nie tylko w sensie przestrzennym (jak w lustrzanym odbiciu), lecz nadchodzi po nas samych, nawiedza nas i nie pozwala o sobie zapomnieć. Pozostawia ruiny po egzystencjalnej katastrofie, jaką jest innowacyjne doświadczenie obrazu niemożliwego: twarzy jako całości, epifanii, relacji z Innym. Po drugie, w pozornie nieskomplikowanej do uchwycenia sferze cielesności. Twarz, jak pisało wielu, nie pochodzi z ciała, stanowi byt osobny, jest organiczną tkanką naszej percepcji i myśli, pamięci i języka, wytwarza unikatową sferę doznań, a także refleksji. W swojej fascynującej książce Anna Szyjkowska genialnie oprowadza czytelnika po żywym muzeum twarzy, pokazuje jej rozmiar filozoficzny i antropologiczny, etyczny i estetyczny. Któż nie chciałby zajrzeć do takiego muzeum?