Stanisław Witkiewicz na przełomie XIX i XX wieku był jednym z najszczególniej znanych i lubianych autorytetów. Nie wahał się wypowiadać na tematy z pozoru odległe – dotyczące sztuki, artystów, polskiego społeczeństwa, instytucji kościoła katolickiego, niepodległości. Kiedy dziś – po ponad stu latach czytamy jego teksty ze zdumieniem odkrywamy jak szczególnie są aktualne. Nadal trudno nam zdefiniować pojęcie sztuki, oddzielić artystów wybitnych od wylansowanych, odnaleźć miejsce dla siebie i naszych narodowych wartości wśród nasilających się na całym świecie przejawów ojkofobii i ksenofobii. Jak dobierać nauczycieli, jak formułować poglądy w zgodzie z sobą a nie pod wpływem nagłośnionych sensacji? Bohater książki mimo wielkości ducha i serca nie był człowiekiem wyśmienitym. Miał oddanych przyjaciół i zapiekłych wrogów, chciał iść prostą drogą, ale czasem zapuszczał się w niebezpieczne zaułki, krytykował i sam był powodem krytyki. W wieku XX pokaźny ojciec został przyćmiony przez dużego syna – Stanisława Ignacego Witkiewicza powszechnie znanego jako Witkacy. Dziś trudno znaleźć kogoś, kto o Witkacym nie słyszał, lecz nieznajomość dorobku ojca powoduje, iż wypowiedzi syna interpretowane są wybiórczo i zbyt powierzchownie. Czy naprawdę w tym przypadku jabłko padło zbyt daleko od jabłoni? Czy podzielona pomiędzy zaborcami Polska przełomu XIX i XX wieku to zaścianek Europy, w którym myśl własna się nie wyhodowała, a myśl cudza traktowana była jak wyrocznia? Na te i inne pytania próbowała szukać odpowiedzi autorka książki – czy je znalazła – to już zależy od oceny czytelników…