Felieton, niekiedy ulotny, pisany na gorąco, na teraz, bo redakcja popędza, ma możliwość uchwycenia rzeczywistości w jej esencji, zatrzymania i zamknięcia jak w pojedynczej klatce filmowej. Kilkadziesiąt takich nieznacznych obrazów z filmu, który trwa od czterdziestu pięciu lat, starczy, aby opowiedzieć o jego fabule i bohaterach – dynamice przemian w kulturze i temperaturze dyskusji wokół niej. Tym zajmował się „Kalejdoskop” od za każdym razem: pokazywaniem innej twarzy miasta kominów, a prezentując, współtworzył – przez swych Autorów – tę inną rzeczywistość. Dlatego zachowaliśmy chronologiczny układ wypowiedzi publikowanych na łamach „Kalejdoskopu” – choćby jeśli w początkach naszego magazynu czystych wysokogatunkowo felietonów było mało. Wiemy jednak, że poszczególne teksty wchodzą ze sobą w dialog, dopowiadają, kłócą się ze sobą, ulepszają. Dlatego również – słuchając życzliwych rad – dość jednolitą strukturę zwartych form felietonowych urozmaiciliśmy tekstami o innym ciężarze i charakterze, jak esej czy typ filozoficznego namysłu nad istotą zjawisk. Zmieniają one również perspektywę, pozwalają wydostać się poza felietonową bańkę i ujrzeć pozostałe teksty w innej konfiguracji, na tle szerszego kontekstu – to dzięki nim kalejdoskop (także jako pismo) działa.