Książki Lecha Witkowskiego o autorytecie to imponujące mozaiki poglądów, ogarniające tysiące lat myśli ludzkiej. Dopiero "stając na ramionach olbrzymów", jak określał taką postawę w nauce Isaac Newton, Witkowski ostrożnie i skromnie kreśli własne stanowisko filozoficzne i pedagogiczne. W ten godny zalecenia sposób sam staje się autorytetem od autorytetów. Piotr Sztompka, członek rzeczywisty PAN Książka Lecha Witkowskiego jest w stanie dać satysfakcję chyba największym "smakoszom" języka polskiego. Nie będę ukrywał, że czytanie 750 stron tekstu naukowego przede wszystkim scala się z wysiłkiem, zwykle czujemy się znużeni monotonią wykorzystywanych słów, jednowątkową tematyką, spakowaniem zbyt sporej ilości myśli w kolejnych akapitach. W przypadku omawianej pracy tego nie ma. Jeśli język przyrównamy do klawiatury fortepianu, to można powiedzieć, iż Lech Witkowski jako pianista wykorzystuje wszystkie klawisze. Dzięki czemu potrafi wydobyć najdrobniejsze niuanse w analizowanych stanowiskach odnoszących się do sposobów ujmowania autorytetu. [...] czytanie tego dzieła prowokuje nie tylko do myślenia o naszej kondycji umysłowej,jeszcze powoduje ferment emocjonalny, skłania do samooceny. Jest to więc moje osobiste świadectwo, iż Lech Witkowski nie pracował daremnie. Jestem przekonany, iż jego stanowczy tekst będzie prowokował do refleksji wielu innych czytelników. A przy okazji będzie także uczył szacunku do humanistyki, a więc skłaniał do czytania, myślenia, czytania i znów do myślenia, czyli odnajdywania przyjemności w poznawaniu dawnej i współczesnej kultury symbolicznej. Stanisław Zbigniew Kowalik O tym jest ta książka. O tym, że zanika zdolność mierzenia się z lepszymi od nas samych, że wielu wręcz takiej możliwości nie przyjmuje do wiadomości albo się nią nie przejmuje, ścigając się w ustanowieniu władczym, po którym nikt już "nie może mi podskoczyć". Tymczasem uniwersytet jako miejsce, gdzie realne jest spotkanie z najlepszymi duchami, nawet i z przeszłości albo innych światów niż nasz lokalny, coraz częściej staje się miejscem sankcjonowania charakterystycznych patologii władzy, układów, pozorów i jałowości poznawczej, gdzie wielkość duchowa się nie liczy, staranniej nie jest brana pod uwagę, ponieważ traktuje się ją jako zbędną zarówno w wyposażeniu przykrawanym do rynku pracy, jak i odnoszonym do układów władczych i ich machinacji. Coraz częściej piastujących pozycje władcze czy zasiadających w radach wydziałowych czy instytutowych nie obowiązują oczekiwania mądrości jako odpowiedzialności za wartość prawdy i sprawiedliwości respektującej powagę autorytetu i misji uniwersytetu, gdy mają poczucie, iż fakt ich władczości i "samodzielności" duchowej rozumianej jako prawo do głosowania i decydowania wedle widzimisię zwalnia z odpowiedzialności właśnie. Zanurzając się w mądrość cudzego myślenia, usiłuję także wyrwać się z okowów lokalnie dominującego barbarzyństwa duchowego ubranego w togi akademickie i posiadającego stopnie naukowe, których słabości, a nawet nędzy i nihilizmu nikt już z reguły nie bierze pod uwagę.