Paol Keineg nie chce być poetą bretońskim, a tym bardziej poetą francuskim, mimo iż jako nieodrodny – i niejednokrotnie marnotrawny – syn swojej ziemi uprawia literaturę w tych dwóch językach. Jego wiersz udowadnia, iż można wydobyć esencję z korzennych obsesji, jednocześnie będąc zdroworozsądkowym krytykiem partykularyzmu w literaturze.
Dzięki tej rozpiętości obcowanie z poezją Keinega staje się niejako przygodą międzybiegunową. Rzeczywistość obserwujemy z cichej perspektywy „bretońskiej żaby", której wtóruje harmider cywilizacji światowej, całość zaś tonuje basso continuo poety, który co rusz ironicznie przypomina, „że prawdziwego życia nie ma".
Są tylko „wieczory z jaskółkami umysłu". Ale czy to nie starczy?