Trawestując Jarry’ego można napisać, że „rzecz dzieje się w S., to znaczy wszędzie". Jest to tylko część prawdy o "Schyłku", bo w istocie książka ta to autorski przewodnik po końcu świata – końcu zapowiedzianym, wyczekiwanym i ostatecznie doczekanym. Ciepliński (czy raczej C.) cierpliwie prowadzi czytelnika przez gęstniejący mrok, który sam buduje z wyszukaną maestrią, z premedytacją odzierając wszystkich (siebie w to wliczając) z wszelkiej nadziei. Jak pisze sam C., „lektura to podróż przez świat autorów", a ta akurat podróż nie może skończyć się happy endem. Rutynowe zastrzeżenie o tym, iż „wszelkie podobieństwo jest niezamierzone", jest oczywiście zamierzonym i szyderczym żartem, bo "Schyłek" pełen jest ludzi, o których ocieramy się każdego dnia, i kto uważnie wczyta się w tekst, ten może znaleźć tam samego siebie. Zgłębiając powieść, czytelnik dozna silnych emocji, niemalże tak intensywnych jak te, na które autor skazuje swojego narratora, konsekwentnie i cynicznie prowadząc go od wyborów złych do wyborów jeszcze gorszych, co jednak jest niczym wobec tych wyborów, jakie za narratora podejmuje otaczająca go rzeczywistość: wszechmocna, złowieszcza i nienawistna. Z takiego starcia nikt nie może wyjść bez szwanku – i nikt nie wychodzi. Sławomir Wernikowski