To kolejna książka z procesu powieściowego „Na przełomie”. Następna powieść pokazuje świat stary, kończący się i świt tego „nowego świata”, który po zrujnowaniu wszelkiego, co dawne sprawi, iż na ziemi zapanuje raj.
Tyle że to wcale nie jest takie oczywiste, a raj wcale rajem być nie musi. Zmieniają się ludzie, zmieniają się czasy, zmienia się podejście do tego, co od zawsze uważane było za wartościowe, ale zmieniają się również techniki „wdrażania zła”, bo ludzka dusza bynajmniej nie bieleje, lecz staje się coraz mroczniejsza i czarna.
Ta książka to gwarancja emocjonującej, niezapomnianej przygody czytelniczej. Już pierwsze zdania wstępu wprowadzają nas w temat, pokazując równocześnie niezwykły klimat prozy Ossendowskiego opowiadający o okropieństwach, a zarazem prozie pierwszej wojny światowej: „Długie szeregi szarych żołnierzy, rozsypanych w tyralierkę, biegły naprzód pod ogniem przeciwnika.
Nesser zauważył, że nikt nie wysuwa się naprzód; nie rozlega się tu żaden namawiający, budzący poryw okrzyk. Ludzie szli w milczeniu; zabici i ranni padali w dodatku bez krzyku. Z odległości trzystu kroków od pozycyj nieprzyjacielskich, podnieśli się spoza przypadkowych nierówności gruntu oficerowie, za nimi pobiegła ruchoma, coraz bardziej załamująca się i wyginająca od środka ku tyłowi fala żołnierzy rosyjskich.
Wzdłuż całej linii przemknął głuchy krzyk: „Hurra!” umilkł na chwilę, znowu się powtórzył i jął się wzmagać, aż przeszedł w jakiś przerażający ryk, wściekły i tęskny zarazem. Szare sylwetki dobiegły już austriackich okopów...”