Wszystkie zaprezentowane w tomiku teksty ujrzały już światło dzienne. Albo na portalu "wPolityce", albo w tygodniku "wSieci". Zdaję sobie sprawę, że po tym ostatnim zdaniu część czytelników odłoży książkę na półkę i nie sięgnie po nią. Takie bywają koszty wyborów i przekonań i nie ma co się z tego powodu mazgaić. Dzisiaj postanowiłem pozbierać swoje rozproszone, a niekiedy już niebrzmiące, głosy w jeden chór. Stąd pomysł tej publikacji. Od lat lokuję się w obszarze naukowej eseistyki. Jeden z wybitnych profesorów nazwał mnie nawet "mistrzem pedagogicznego eseju". Miano to jest solidnie na wyrost. Znam uczonych pokaźnie lepiej władających piórem i ze zdumieniem obserwuję, jak opasłe tomy są w stanie napisać. Ja tak nie potrafię. I w tym życiu już się nie nauczę. Dlaczego "pedagogika dyskretna"? Bo oparta na wrażeniach, na skojarzeniach i wnioskach wynikających nie z prawidłowo zaplanowanych badań utrzymanych w reżimie metodologicznym, ale z pewnej wrażliwości, podpatrywania rzeczywistości, oglądania spraw niekiedy zza węgła. To pedagogika, dla której materiału dostarczył mój prawie sześćdziesięcioletni spacer po świecie. Co atrakcyjne, jako promotor prac magisterskich czy doktorskich bezdyskusyjnie preferuję publikacje oparte na empirii, statystyce, pełne wykresów i tabel. Wszak moje najwcześniejsze prace również od tego nie stroniły. W powstaniu tej książki chciałbym podkreślić dziękczynnie trzy osoby. Dyrektora Oficyny Wydawniczej "Impuls" - Wojciecha Śliwerskiego, który zechciał całość opublikować, mgr Patrycję Ampulską, która nieprzeciętnie pozbierała i uporządkowała przedstawione w części drugiej teksty, i dr hab. Dittę Baczałę za pozytywną recenzję. Jestem ich dłużnikiem. Autor