Druga część tryptyku "trzy pogrzeby" Czytam te wiersze - trudne, dążące do maksymalnej kondensacji sensu, a równocześnie jakby niechętne poetyckiemu efektowi - i nie umiem odpędzić myśli: dalej jedynie milczenie. W obliczu milczenia zawodzą wszelkie klasyfikacje i miary: kalekie płody estetyki. Pozostaje ciało i język, który z ciała bierze swój początek. Najpierwsze metafory, minimalistyczny budulec. Granica pomiędzy nimi to spory temat tej poezji. Może nie o granicy zresztą należałoby w tym przypadku mówić, lecz o oscylacji? bezustannym krążeniu pomiędzy biegunami życia i literatury? "Z zewsząd przyjąłbym życie / służące tej mowie za pal". Życie - opuchniętą głowę. Życie - pozlepiane strąki włosów. Bo Prawdziwie noc to poezja od-cielesna. Od-cielesna, ale nie - odcieleśniona. Ciało jest miejscem, z którego przemawia; matecznikiem wiersza, który żywi się jego sokami. Klasztorem Karmelu. "Kobieta rodzi mumię. Mężczyzna / rodzi mumię. Mumia ich łamie / i staje się aniołem". Śmierć - obecna tu w sposób niemal dotykalny, ujmowana w swoim fizycznym aspekcie - wydaje się warunkiem i punktem dojścia wszelkiej twórczości. Odmową - ciału. Odmową - literaturze. Wyzwoleniem. Konrad Zych