Ben Midler, ostatni znany żyjący ocalały z białostockiego getta, i pisarka Marta Sawicka-Danielak odnaleźli się dzięki Yad Vashem w Izraelu. Poprzez dwa lata mogli rozmawiać tylko za pośrednictwem internetu, aż wreszcie spotkali się w Stanach, a później w Polsce.
Mimo iż dzieli ich pół wieku, są ziomkami – ich rodziny żyły obok siebie, a oni sami, choć
w najróżniejszych epokach, mieszkali na tej samej ulicy. Z ich rozmów powstała książka, która budzi do życia przedwojenny Białystok – najmocniej żydowskie miasto, jak mówi Ben. Ten niezwykły tygiel kulturowy był zamieszkały poprzez Żydów, katolickich Polaków, prawosławnych Rosjan, Białorusinów i Ukraińców, ewangelickich Niemców, muzułmańskich Tatarów, a choćby Macedończyków i Turków. To z Białegostoku pochodziło mnóstwo znamienitych postaci i ich przodków, jak nawet Samuel Pisar, doradca amerykańskich prezydentów i przyjaciel Johna F. Kennedy’ego czy babcie wybitnych intelektualistek Rebeki Solnit i Susan Sontag.
Ale Ben pamięta przeważnie codzienność – przechadzki po ruchliwej Lipowej, drożdżowe bułki i tłuste śledzie w beczkach pod Ratuszem, obrotowe drzwi hotelu
Ritz, które były najlepszą zabawą dzieci ganianych poprzez portiera, furmanki na Siennym Rynku i plażowanie na Dojlidach i Jurowcach. Te wspomnienia pozwoliły mu przetrwać sześć obozów koncentracyjnych, a jego dalsze losy dają nadzieję i siłę,nawet po Zagładzie życie może trwać dalej – w pełni i w olśnie. Ben nie ma w sobie nic z męczennika i jest doskonałym przykładem współczesnego bohatera – nie z brązu, lecz heroicznego w codzienności.