Wchodzący w związki obawiają się o ich przyszłość, chcieliby gwarancji, pewności, lecz wiedzą, iż to jest niemożliwe. W dzisiejszej rzeczywistości gwarantowanych odsetek i jednostajnych systemów operacji bankowych fakt ten budzi paniczny niepokój. Zrywający ze sobą po krótkiej uldze panicznie poruszeni są perspektywą samotności. Ci, którym zafundowano nieprzewidziany koniec relacji cierpią na ostry syndrom odstawienny i dygocząc z lęku, nie wychodzą z łóżka, zanim ich mózg nie zbilansuje nagłej utraty endorfin. Permanentnie samotni czują świdrujący niepokój, iż ten stan będzie trwał wiecznie. Gdy jednak kogoś poznają, boją się nieznanego. Podświadomie robią mnóstwo, aby nigdy nie wybrać się w dwuosobową podróż. Tak, jakby stoczniowiec wolał, żeby jego dzieło na zawsze pozostało w suchym doku. Morska woda jest tak nieprzyjazna dla blachy i nitów, a wzburzona gotowa jest przewrócić okręt... Lepiej niech już ta łajba pozostanie na betonowym nabrzeżu pełnym rdzawego żelastwa. To trochę tak, jakby kapitan żeglugi bał się wody. W zimnej i spienionej cieczy jego gustowny, wełniany, ciemnogranatowy płaszcz może zaciążyć i pociągnąć w głębinę. Lepiej zostać w domu. Opowieści o przekraczaniu równika, zwrotników Raka, Koziorożca i Panny, przygodach z ośmiornicami wielkości kilkupiętrowych budynków i krabami szerokimi niczym przegubowy autobus można przecież kupić z książek. Niemalże każda historia opowiadana ze swadą, w tawernie przy szklaneczce rumu, może stworzyć iluzję, że wydarzyła się naprawdę. Mężczyźni boją się, czy dadzą radę sprostać kobiecym wyzwaniom. Kobiety boją się samych siebie. Całe nasze życie składa się z nieświadomych lęków, napięć, niepokojów, fobii, przeczuć i trwożliwych myśli. Jak to należycie, że morze szumi nieustannie, gotowe ukołysać każdą z nich. O tym właśnie jest ta książka.