Ponad dwa i pół tysiąca lat temu grecki poeta napisał dwa eposy, jeden o wojnie, drugi o drodze powrotnej do domu. Od tego czasu każde pokolenie analizuje te dzieła, próbując zrozumieć, co w nich zostało wyrażone. Jak większość dzieci Sylvain Tesson nudził się na lekcjach, kiedy w programie były Iliada i Odyseja. Powrócił do nich niejako z obowiązku jako czterdziestolatek, przygotowując cykl audycji radiowych, które później zaadaptował dla potrzeb tej właśnie książki. Z literaturą przedmiotu zaszył się w krajobrazie Homera – na greckiej wysepce pod palącym słońcem, wśród nieprzyjaznych skał, wycia wiatru i szumu wzburzonego morza. Czytając na nowo obie epopeje, zdał sobie sprawę, że przeszedł obok czegoś, co tak naprawdę wszystko w sobie skupia, wszystko podsumowuje i rzuca światło na to, czym jesteśmy i do czego tęsknimy. Zaryzykował nawet twierdzenie, że podobnie jak malarstwo mogłoby poprzestać na malowidłach ściennych w Lascaux, tak twórczość literacka mogłaby się zakończyć na Iliadzie i Odysei.
„Ten napisany raz na za każdym razem dziennik świata jest dowodem, iż nic się nie zmienia pod słońcem Zeusa: człowiek, to genialne i beznadziejne zwierzę, jaśniejące blaskiem i pełne niedoskonałości, jest zawsze taki sam. Homer pozwala zaoszczędzić na prenumeracie gazet."
Fragment wstępu