Fabrice Hadjadj – nawrócony anarchista, już zapowiadając temat swej książki przestrzega i uwodzi, budzi i niepokoi, żeby zostawić nas sam na sam z najintymniejszą nadzieją: Prawdę mówiąc, nie chodzi o ustalenie czegoś „pewnego i trwałego w nauce".
(Czym jest bowiem nauka, kochanie, skoro ostatecznie ludzki mózg czeka nie tyle poznanie prawdy, ile cykl gnilny? Co jest pewne i trwałe, skoro wszystko na tym świecie jest ulotne jak mgła?) Właściwie wypadałoby zapytać, co zostaje, kiedy nie ma już nic… Chodzi zatem o wykrycie w moim niepewnym i nietrwałym sercu pewnej nieuleczalnej wady: naiwnej nadziei, że muzyka spotkań nigdy nie ucichnie.
Użyłbym do tego celu bynajmniej nie hiperbolicznego i skrajnego zwątpienia, ale raczej nie mniej skrajnego i hiperbolicznego oczarowania. O tak, choć raz w życiu chciałbym zastanowić się nad tym, co może być wieczne, wsłuchać się w głos tego raju, który nas wzywa, by nasze życie, jeśli nie biegnie we właściwym kierunku, zbłądziło należycie olśnione.
Czy znajdziemy źródło wiedzy? Raczej źródło śpiewu. Czy będziemy stąpać po twardym gruncie? Raczej będziemy się potykać – ale kondycja upadku, warto o tym pamiętać, jest taka sama jak kondycja wzlotu.
W gruncie rzeczy moje pytanie jest następujące: jaka księga otwiera się głośniej od opadającej płyty nagrobnej? Na jaką poetyckość jest miejsce u wezgłowia umierającego? Co czeka nas po przekroczeniu granicy, zza której nie da się wrócić, i czym jest koniec świata? Och!
To nie będzie lektura ku pokrzepieniu serc, co to, to nie. Pozwoli ci jedynie umrzeć z nieco bardziej rozdziawioną gębą. (Fragment „Motywu")" Powyższy opis pochodzi od wydawcy.