Maciej Dmytrow w swym literackim debiucie wędruje poprzez mrok miasta, szpitalne korytarze i przestrzenie wtórnie odludne. Dziwnym trafem te wędrówki często kończą się nad brzegiem Wisły, gdzie można poczuć smutek i kuszącą woń nostalgii.
Zbiór gromadzi wiersze o naszych dzieciach, dziadkach, kolegach z pracy. O nas, współczesnych Polkach i Polakach. To wiersze o depresji i z depresji. Październikowej i tej gorszej, listopadowej. Wiersze, w których, najprawdopodobniej wbrew zamiarom autora, skryło się jednak ciepło lekkiego, lepkiego lipca.