Latem 1943 roku realizowano wyrok na konfidencie z podwarszawskich Włoch. Ustalono, że wysyłał on pocztowe meldunki do Gestapo, sygnowane jego konfidenckim numerem. Identyfikacja musiała więc być poprzedzona żmudną i precyzyjną akcją wywiadowczą, łącznie z obserwacją włochowskich skrzynek pocztowych, do czego wciągnięto dość spory krąg zaufanych osób.
Okazało się, iż donosicielem był fryzjer (!), prowadzący we Włochach zakład, usytuowany tuż obok przejazdu kolejowego. Tam właśnie postanowiono wykonać 24 lipca wyrok, ze względu na położenie obiektu - przy użyciu dużej grupy bojowej, w której osłoną mieli być między innymi zaprzysiężeni w AK granatowi policjanci, z komendantem włochowskiego posterunku, Andrzejem Łukasikiem.
Przy fatalnym zbiegu okoliczności powstała niespodziewana strzelanina, w trakcie której Łukasika zabito, a jeden z jego podkomendnych został ciężko ranny. Próbę wykonania wyroku, tym razem efektywną, ponowiono po kilku dniach, a strzelającymi byli,,Płowy" i,,Wierny", ubezpieczani na stacji, a także przy szlabanie kolejowym poprzez,,Hrabiego",,,Muchę",,,Wadę",,,Wowkę" i,,Zająca".
Był to dzień pogrzebu Andrzeja Łukasika, który Niemcy zorganizowali funkcjonariuszowi okupacyjnego aparatu, poległemu w trakcie pełnienia służby, nie domyślając się rzeczywistej roli zabitego. Lucjan Wiśniewski pisze:,,Po wykonaniu wyroku [zastrzeleniu konfidenta-fryzjera - J.K.] zdążyliśmy jeszcze z,,Płowym" na cmentarz bródnowski.
Dziwny był pogrzeb tego korzystnego i dzielnego Polaka. Niemcy prezentowali swoją broń, a my z,,Płowym" naszą - ukrytą". Powyższy opis pochodzi od wydawcy.