Wilgotne mgły unosiły się z błotnistych ulic miasteczka i ciemnym czyniły krystaliczny gdzie indziej zmierzch gwiaździstego wieczora. Marcowe powiewy wraz z wonią świeżo zoranych gruntów leciały nad niskimi dachami, lecz nie mogły rozegnać mętnych i dusznych par kłębiących się u drzwi i okien domostw. (Fragment)