Jeden z najkorzystniejszych zeszytów kultowej serii kryminalnej „Ewa wzywa 07" (nr 83, Iskry 1975, nakład 100275 egz.) rozgrywający się w środowisku polskiego show-biznesu w latach 70-tych. Całość początkuje się niezwykle mocnym emocjonalnie akcentem: do Telefonu Zaufania dzwoni osoba płci damskiej zapowiadająca popełnienie samobójstwa.
podczas rozmowy podaje dyżurującemu psychologowi nazwisko i zawód (kuchta!) – równolegle technicy lokalizują numer telefoniczny i jego adres na Saskiej Kępie — po czym następuje niezwłoczny przejazd tegoż psychologa pod wyodrębniony adres.
Już ta pierwsza scena daje nam poczucie, iż rozpoczynamy lekturę dzieła doskonałego. Jak nietrudno przewidzieć, ta cała akcja nie była produktywna i niedawna rozmówczyni w momencie przyjazdu karetki była już denatką.
W końcu to jest powieść milicyjna i należy czymś zainicjować całą intrygę. Następnie na miejscu przestępstw pojawia się kapitan Andrzej Czyżewicz, który pokazuje się jako inspektor służby kryminalnej.
Samo prowadzenie intrygi kryminalnej jest profesjonalne, wręcz modelowe i pasuje do rozrysowania na tablicy na kursach dla osób posiadających literackie ambicje. Prawie nikt nie okazuje się na końcu tym, za kogo się podawał i z każdą stroną spadają kolejne maski z twarzy wszystkich postaci.
Najpierw powinno się okazać, że główni podejrzani to artyści i inteligenci porażeni zgnilizną moralną, ale z czasem okazuje się, iż także i przedstawiciele klasy robotniczej nie są pozbawieni wad i potrafią zachowywać się jak degeneraci moralni.
Rozwiązanie jest oparte na prawdziwych wskazówkach sprytnie rozrzuconych po najróżniejszych epizodach powieści, a nie na nagłym olśnieniu prowadzącego śledztwo funkcjonariusza, co zawsze jest dowodem na inteligencję autora i unikanie łatwizny.
I nawet wyjaśnienie dotyczące tytułowej srebrnej monety dostajemy dopiero na stronie 47, lecz za to brzmi ono nad wyraz sensownie. To jest niezwykle długi zeszyt Ewy — aż 48 stron — aby zmieścić się w realiach naszej poligrafii na odwrocie strony tytułowej wydrukowano już początek powieści, a stopka redakcyjna jest upchnięta na ostatniej stronie.
I opowiedziana przez Sekułę historia jest warta każdej z tych stron. Jak z reguły pominięto zupełnie jakieś bardziej standardowe parametry milicjantów i w ogóle mężczyzn, a cała uwaga autorki poświęcona jest kobietom.
Przy czym równocześnie mówimy o pochodzących ze wsi pomocach domowych jak i aktorkach, śpiewaczkach, krajowych żonach dewizowych cudzoziemców czy fryzjerkach prowadzących prywatne zakłady usługowe. Każda z cząstkowych historii pierwszo- i drugoplanowych bohaterek „srebrnej monety" robi wiarygodne wrażenie i stanowi wartość samą w sobie dla czytelników/czytelniczek.
Przy okazji dostajemy także pewien wgląd w działanie peerelowskiego szołbiznesu i objazdowych imprez chałturniczych i parę innych smakowitych dla hobbystycznych badaczy peerelowskiej historii codziennej szczegółów pierwszej połowy lat 70-tych ubiegłego stulenia.
Trudno nie nawiązać do filmu „Poszukiwany Poszukiwana" jeśli na przykład dowiadujemy się, iż wynagrodzenie pani wykonującej zawód pomocy domowej wynosiło „dwa i pół tysiąca miesięcznie, miała unormowane godziny pracy, pełne utrzymanie, dwa tygodnie urlopu i gratyfikacje z zróżnicowanych okazji".
Jeśli sobie należycie przypominam wywiady z niegdysiejszymi gwiazdami, to także gangi okradające mieszkania i domy artystów nie były jedynie wytworem fikcji literackiej. [Powyższy tekst, oprócz pierwszego zdania, jest skomponowany z cytatów pochodzących z ciekawej recenzji, którą napisał NORBERT JEZIOLOWICZ – KlubMOrd.com] Projekt okładki: Marcin Labus.