Lubię jeździć po Polsce. Z domu niedaleko i nieźle znam język – to już dwa mocne argumenty. Najpierw oglądam mapy, więc już przed wyjazdem jest miło (właściwie planowanie podróży bywa przyjemniejsze niż rzecz sama). Potem jadę, i to nieraz nie tam, dokąd zamierzałem, czyli dodatkowa atrakcja. Poszukuję miejsc magicznych (są), lecz i te paskudne (też nie brak) przekornie przyciągają uwagę. Czasami rozmawiam z ludźmi. Za to mnóstwo gadam do siebie, a podczas jazdy powarkuję na kierowców.
Wyruszam z nastaniem Sezonu grzejnego Słońca. Z reguły w drugiej połowie kwietnia. Kocham wiosnę i lato w Polsce. Z pozostałych pór mogę bez żalu zrezygnować.
Mój wewnętrzny entuzjasta proponuje: „Pokażę wam najpiękniejsze rzeczy w Polsce!”.
A siedzący obok ironista dopowiada: „A ja te najbrzydsze!”.