Zofia Nałkowska to postać w naszej literaturze niezwykła, nie tylko dlatego, że jej twórczość objęła swym zasięgiem aż trzy epoki: modernizm, dwudziestolecie międzywojenne, a także czasy PRL-u. Jako pierwsza kobieta w Polsce miała odwagę domagać się równouprawnienia, nie tylko w kwestii prawa kobiet do pracy, głosowania i równości w świetle prawa,typowo - wyzwolenia damskiego erotyzmu i seksualności.
Ta urodzona feministka zupełnie nic sobie nie robiła ze skandalu, jaki wywołała wypowiadając głośno to hasło na Zjeździe kobiet w 1907 roku. Ona sama konsekwentnie realizowała swoje prawo do miłości, a przeważnie - prawo do przyjemności i rozkoszy seksualnej. Rozczarowana dwoma nieudanymi małżeństwami, rzuciła się w wir romansów, zmieniając mężczyzn jak rękawiczki i nie zmieniła się pod tym względem do końca życia.
Kim była naprawdę? Tylko wielką pisarką spragnioną męskiej adoracji? Ile jest prawdy w twierdzeniu Miłosza, który pisał o "komicznej samiczości" Nałkowskiej, "oglądającej się bez ustanku na spojrzenia panów i ich komplementy, ze swoją listą byłych mężów i kochanków"? Czy rzeczywiście, pod koniec życia była jedynie obiektem drwin? W swej publikacji Iwona Kienzler pochyla się nad życiem osobistym pisarki, a z zasady nad jej nieprzystępnymi związkami z mężczyznami.