Są takie związki, których choćby Śmierć nie rozłączy, jednakże stale próbuje, siejąc wokół spustoszenie. I podwyższa z tych starań mur, niezdolna odwrócić oczodołowej czerni od cierpienia. Bo cierpienie człowiecze, przyprawione świadomością, smakuje jej najlepiej.
🧟♀
Od autora:
Zajrzałem w każdy zakątek opisanego osiedla. Dotknąłem drzazg ławek, doskoczyłem do krawędzi daszków klatek schodowych, wykradłem dziecięce skarby gnijące pod ciężarem chodnikowych płytek czy pod obeschniętymi kępkami niegdysiejszych traw. I spacerowałem z Kubą wzdłuż garaży, środkiem kałuż. I spożywałem, co ogródki działkowe rodziły, a na pobliskiej górce czas zabijałem piwem. I paliłem, i umierałem, bo przecież skłamię, jeśli powiem, że żyłem.
I podwyższałem wzrok na okropieństwa, i opuszczałem ze wstydu.
I spadałem z trzepaka przekonany, że za moment umrę, i płakałem od piasku w oczach, bo jakiś dzieciak zamachnął się łopatką.
Ale już nie płaczę. Bo mam Was,
Marek Zychla