Julian Ejsmond postawił sobie zadanie podobne podobnie jak Kipling, choć inną metodą dochodzi do swoich celów. Nie wytwarza fantastycznych bajek, ale tłumaczy nam znane instynkty i zwyczaje naszych zwierząt leśnych. Ale, podobnie jak Kipling, usiłuje przeniknąć tajemnice ich dusz, rozumować ich logiką, nie zaś zewnętrzną, ludzką logiką przyrodnika lub strzelca. I jak Kipling, unika w tym tomie antropomorfizacji, przypisywania zwierzętom charakterów ludzkich: lisowi – zmysłu oszukaństwa, gołębiowi – romantyzmu, albo osłu tak gruntownej, jak ludzka, głupoty. Przedstawia nam objawy psychiki zwierzęcej: bohaterstwo rysicy – matki; zadufanie odyńca w swojej mocy; poglądy niedźwiedzia na cywilizację; samczą zajadłość jeleni; dumanie żubra nad zanikiem swojej rasy; złowieszczość i mściwość kruków. Ejsmond, nie naśladując bynajmniej Kiplinga, pisze tu w jego duchu – jakby wyjawiał nam zwierzenia podsłuchane czy otrzymane od dzikich bestyj. Biegły wywiadowca wszedł w puszczę polską i dał nam poznać nowe jej dziwy.