Fascynująca opowieść z Dalekiego Wschodu. Zacytowany dalej fragment chyba najlepiej zapowie jej treść i specyficzny mroczny klimat: „Gdyby sam Wei-hsin Yang chciał opowiedzieć swą dziwną a pełną przygód rozlicznych historię, z całą pewnością nie wiedziałby, od czego zacząć, nie tylko dlatego, iż umarli nie posiadają większych zdolności do monologów od żywych,w głównej mierze, ponieważ nigdy nie wiadomo, gdzie się, jaka historia początkuje i gdzie jest początek człowieka. Należałoby może zacząć od jakiegoś wypadku perfekcyjnego, od czegoś niezwykłego, co wpłynęłoby na bieg życia i jego kierunek, ale takich wypadków w życiu Wei-hsin Yanga nie było. Czyż bowiem można uważać za coś wspaniałego, że matka Wei-hsin Yanga, widząc młodą swą latorośl w żarze jakiejś niezrozumiałej sobie gorączki, ucięła mu nożyczkami dwa palce u lewej ręki, uważając to za znakomity środek przeciw urokom? W ojczyźnie Wei-hsin Yanga uchodzi to za rzecz bardzo pospolitą. Albo może zaliczymy do jakichś nadzwyczajności, że w tym siole, zwanym „Wsią Dobrotliwego i Kochającego Urzędnika”, nigdy tam zresztą nie widzianego, siostra Wei-hsin Yanga powiesiła się, nie mogąc dłużej znosić morzenia głodem i razów, obficie wymierzanych jej przez świekrę? Wypadki takie były w tej okolicy niemniej liczne od topienia się z tej samej przyczyny w studniach. Nic także nie widziano dziwnego w tym, iż liczna rodzina Wei-hsin Yanga, najechawszy z tego powodu dom świekry, potłukła i połamała wszystkie sprzęty, do krwi pobiła czcigodną „matkę-świekrę” i porzuciła ją nagą i skrwawioną na gościńcu, gdzie także ta bezlitosna matrona skonała”.