Książka Krzysztofa Masłonia tytułem nawiązuje do sporego rycerskiego rapsodu Wincentego Pola, „Mohort”. Opowiada o Kresach przez historię pisarzy i ich dzieł. Lecz może ważniejsze od nazwisk, choćby najświetniejszych, są tutaj miejsca, takie jak Wilno i Lwów, Krzemieniec i Drohobycz, Stanisławów i Czortków.
I choć od 17 września 1939 roku znajdują się poza granicami Rzeczypospolitej, to pozostały w naszych sercach.
A dlaczego Kresy? Bo bez nich nie ma literatury polskiej, nie ma polskiej kultury, w ogóle nie ma życia w jego najczystszej, najpiękniejszej postaci, gdyż — jak wiemy od Broniewskiego — „poza Słowackim i Mickiewiczem jest [ono] w ogóle niczem”.