Od kryminału po urban fantasy. Od science-fiction po dramat. Jedenaście fantastycznych tekstów i jeden autor. Latająca wyspa plemienia Wilg i Polska okresu PRL-u. Mroczne zaułki Chicago i obca planeta zamieszkana poprzez nadistoty. Nieodległa przyszłość i czasy barbarzyńców. Poznań i enigmatyczna Asylea, gdzie osiadł pewien upiór. Trzymajcie się solidnie. Jedenaście opowiadań. Dziesięciu bohaterów. A wszyscy to szuje, mątwy albo straceńcy. Z recenzji: początkuje się od detektywa Ezry i jego Fedory - to model kapelusza, który nosili tacy twardziele jak Indiana Jones i takie oryginały jak bracia Blues. Nadzwyczajne towarzystwo, do którego Ezra, zmęczony, drwiący, dręczony demonami, w sensie przenośnym i jak najmocniej solidnym - nadaje się. To prawdziwy facet. Więc musi być nieprzystępny. Dalej też jest po męsku. Choćby gdy autor czyni pańę główną bohaterką i narratorką, jak w Kamyku czy Karolu Karoliny, sposób ukazujenia historii jest wyraźnie samczy, co nie znaczy, że pozbawiony emocji czy śladów empatii. W swych światach, których Żytowiecki kreuje w zbiorze kilka, rządzi akcja, suspens, unikalny czarny humor, a także pewien cynizm, a może wyłącznie znajomość życia... Szuje, mątwy i straceńcy to znakomity zbiór. Plik fantastycznych obrazów prosto z potężnie pokręconej wyobraźni pisarza, z całą paletą charakterów, postaw, a najczęściej pełnokrwistych (nawet gdy pozbawionych życia) postaci wyrywających się z czytnika na świat - nawet Efraim Navre z Niespełnionych obietnic, który aż prosi się o własną powieść. Klamrą zamykającą tę barwną serię jest kolejny horror-epizod z życia detektywa Ezry oraz jego przyjaciela Fitza, znanego lepiej jako Francis Scott Fitzgerald... No, dzieje się. (Joanna Łukowska)