Pierwsza polska książka o całej Indonezji. Czyta się ją jak sensację, a choćby kryminał.
Autor opisuje Indonezję XXI wieku, w której Dajakowie ścinają wrogom głowy i zjadają ich serca, Toradżowie grzebią zmarłych sporo lat po śmierci, mieszkają z trupami, kilka lat po pogrzebie wyjmują ich z trumien i spacerują z nimi, a Papuasi zabijają i zjadają ludzi w najdzikszej dżungli świata, bo to stanowi sens ich życia. Opowiada o wyjątkowej obszernanocnej procesji morskiej i takimż polowaniu z harpunami na wieloryby. Pokazuje hinduistyczne Bali i relacjonuje przebieg ataku terrorystów w Kucie. Opisuje Borneo, Sumatrę, Jawę, Nową Gwineę i wysepki, których nazw nikt nie zna. Pije kawę po sto dolarów za filiżankę, walczy z wodzem Dajaków, ucieka przed smokiem z Komodo, ratuje chorą żonę, pływa po rzekach i morzach oblewających kilkanaście tysięcy indonezyjskich wysp, dusi się w kraterze wulkanu, skąd górnicy wyciągają siarkę, dociera zaraz po erupcji na wulkan Krakatau – i o tym wszystkim też pisze. A także o Indonezji, która jest w światowej czołówce użytkowników telefonów komórkowych i Internetu.