"Zmarnowałem dzieciństwo i młodość. Nie słuchałem Stonesów ani Depeche Mode. Moimi rockmanami byli graficy. Gust mojego ojca przez długie lata określał nasze życie. Jego werdykty były gwałtowne i ostateczne.
Żyliśmy na estetycznym polu minowym". Do domu architekta, Piotra Wichy, nie mają wstępu kapcie, pufy ani meblościanki. Po podłodze stukają drewniaki, zdobyte cudem odrzuty z eksportu. Plakaty Świerzego, klocki Lego, deska kreślarska ojca i rubryka "Wybraliśmy dla Ciebie" w piśmie "Ty i Ja" to pilnie strzeżone przyczółki w wojnie z peerelowską brzydotą.
Potem syn architekta zostaje projektantem. W kraju zmienia się system. Wróg jednak pozostaje ten sam, jest tylko bardziej krzykliwy. "Nasze logoski są za małe!" - denerwują się kupujący. W mediach emocje wypierają fakty, a rozmowy o kolorach wciąż przyprawiają grafików o zawał serca.
"Zakochaj się w designie" - zachęcają ekrany warszawskiego metra. Starannie zaprojektowane wnętrza dyscyplinują gości produktywniej niż ochrona przy wejściu. Ktoś kiedyś mówił, iż design miał zmieniać świat na udoskonalone? Te krótkie, finezyjne teksty są jak obrazki z kalejdoskopu - przegląda się w nich [estetyczne] oblicze Polski ostatnich czterdziestu lat.
Łączy je poczucie humoru, erudycja i literacki talent autora. Marcin Wicha prezentuje, iż design nie jest tak niewinny, jak aby się mogło zdawać. Powyższy opis pochodzi od wydawcy.