"Niehistorie" można w ogólności oddać za pomocą platońsko-derridiańskiej idei, streszczającej w krótkim szlagworcie opowiadanie Kret: nie ma lektury, jest tylko r o z s u n i ę c i e... "Jeśli bowiem język nie ma jakiegoś faktycznego zewnętrza albo ma jedynie to metafizyczne, transcendentalne, fikcjonalne, które pisarze i filozofowie starają się ucapić i posiąść niby dawni alchemicy przepis na złoto, po czym zamknąć za sobą drzwi, gasząc na odchodnym światło [...], z całą pewnością ma swą glebę, która pozostaje za tymi drzwiami, w zupełnej ciemności: i to stąd, z tej pustyni alchemików, psiego pola, ciemnej materii Historii, ziemi niczyjej, spulchnianej poprzez pracę korników nieprawego, nieświadomego, niejasnego, nierozumnego, język wybija się za każdym razem na swą powierzchnię, a składają się nań słowa, zdania, frazy, owe ciężkie grudy języka, które wyrzucał z siebie Mojżesz-jąkała albo Nietzscheański Osioł, opowieści i rozdziały robinsonad i odysei, które nigdy się nie kończą, a jedyny koniec pobrzmiewa tylko w czujnych uszach [...] ksiąg zbójeckich i ksiąg bałwochwalczych, wszelakich apokryfów, encyklik i jednej Księgi [...]." Powyższy opis pochodzi od wydawcy.