"- Ty pieronie cioski! Ty pieronie! Ty ancykrysie! - darła się Franusiowa na cały głos. - Ty pijoku! Ty łochlaptusie! - wrzeszczała tak, iż słychać ją było daleko. Tak się zdenerwowała, iż omal nie zaczęła swego chłopa prać.
- Płokoz fularys! Płokoz! Gdzie mos piniodze$724 - darła się dalej. Franuś szklistymi oczami wpatrywał się w swoją żonę. Początkowo stał i nic nie mówił. Chwiał się lekko na boki, aczkolwiek za wszelką cenę starał się utrzymać równowagę.
(...) - Babuś! - rzekł wreszcie Franuś. - Sprzedołem baranki, sprzedołem. I cosik wypiółem. Ale załatwiółem jedo sprawo, straśnie wozno sprawo! Łożoniółem Jasia! W świoty Michoł bedzie wesele! - podniesionym głosem oświadczył Franuś".
Gwarancją autentyzmu tych opowieści jest ciągłość zapisanej w języku pamięci kulturowej, jest perfekcyjne posługiwanie się gwarą: w przytoczeniach cudzych wypowiedzi, charakterystykach ludzi starszego pokolenia, w słownych formułach wyrażających ludowe mądrości.
Opowieści Stefana Szota, sołtysa Iwkowej, wywodzą się z tego nurtu praktyk kulturowych, w których sztuka opowiadania jest zarazem sztuką życia, gdyż śmiech jest siłą życiodajną, odnawia i kreuje świat.
Ze wstępu Rocha Sulimy Powyższy opis pochodzi od wydawcy.