Zamieszanie przed restauracją sprowadziło wreszcie przedstawiciela władzy w osobie mężczyzny posterunkowego Rosołka, który kilkoma poruszeniami magicznej białej pałeczki rozwiązał węzeł komunikacyjny, spychając na boki taksówki, a także dorożki i przepuszczając straż ogniową.
Po załatwieniu tej najpilniejszej sprawy pan posterunkowy Rosołek podszedł do niezdecydowanych pasażerów i zapytał: - Czym panowie właściwie chcecie jechać$194 - Właśnie... Iż sami nie wiemy... Może pan szanowny nam coś doradzi$195 W dorożce będzie więcej powietrza...
ale trzeba popierać motoryzację. Z drugiej znowu strony... Spać nam się chce jak cholera i najprędzej byśmy byli w domu za pomocą straży ogniowej. - ale cóż, kiedy odjechała. - Wobec tego pewnie pojedziemy tramwajem.
Cześć, panie władzuchno! I dwaj podróżni udali się pieszo na przystanek tramwajowy. Ale w ślad za nimi pociągnęła cała karawana pojazdów, w nadziei, że przecież się rozmyślą. Na przystanku utworzył się w chwilę później nowy zator, który sprowadził mężczyzny posterunkowego po raz drugi.
teraz pałeczka pomogła tylko częściowo, bowiem znalazł się wśród szoferów pan Sylwester Aniołkowski, który ani rusz nie chciał ustąpić, utrzymując, iż on, jako najpierw wezwany przez pasażerów, ma niczym nieobalone prawo odwieźć ich do domu, względnie do kolejnego zakładu gastronomicznego.
między automobilistą i policjantem powstała na tym tle kontrowersja, w trakcie której padło drastyczne zapytanie: - Czyś pan na głowę upadł$196 Przedstawiciel władzy czuł się tym dotknięty i sporządził na szofera protokół.
W sądzie grodzkim obrońca kierowcy usiłował udowodnić, iż przecież w takim pytaniu nie ma właściwie nic obrażającego, chodziło bowiem tylko o poinformowanie się, czy posterunkowy nie miał wypadku połączonego z upadkiem na głowę.
Sąd stanął na stanowisku, iż tego typu pytania w stosunku do przedstawiciela władzy są jednak niewłaściwe i skazał interesującego kierowcę na jeden miesiąc aresztu.